mam kryzys. nie wiem co ze soba zrobic, gdzie usiasc itp. byl u mnie wczoraj moj. rozmawialismy. i juz rycze jak sobie pomysle. wiedzialem o tym, ze mial wczesniej jakies kontakty seksualne z jakims chlopakiem. dwa lata temu i skonczone. wczoraj wyciagnalem z niego, ze to sie ciagnie dwa lata. mial 5 spotkan z nim. w ciagu tych dziewieciu miesiacy jak jest ze mna, soptkal sie z nim jeden raz, we wrzesniu. czyli mnie zdradzil? mowi, ze powinienem sie cieszyc, z emi w ogole powiedzial. oczywiscie, ze sie ciesze, ale dlaczego nie powiedzial mi tego sam i nie od razu? nie wiem. moze sie bal. teraz ja sie boje, bo jak pojdzie na studia to sie bedzie mogl puszczac, a ja nie bede wiedziec. boli mnie to. wcia nie wiem, czemu to zrobil. wyslalem mu wieczorem sesemesa, nie odpisal. budzilem sie kilkakrotnie w nocy, bo zdawalo mi sie przez sen, ze cos przyszlo. pustka. mial przyjsc dzisiaj jeszcze do mnie. czekam od 11, jest 13, powiedzilal, ze za godzine przyjdzie na 5 minut. 5 minut? ciekawe po co. tyle wystarczy, zeby wszystko skonczyc. pewnie 5 minut tamten mu obciagal. chlip. nie moge. pewnie i tak nie przyjdzie, powie, ze "przeprasza, ale rodzice przyjechali". siedze sam. siedze i mysle. czego mu nie dalem. przeciez dalem mu calego siebie. wszystko. nie wiem. ale ja go kocham. najsmieszniejsze jest to, ze nie czuje zadnego zalu, przebaczylem mu juz wtedy gdy mi to mowil. ale zasnac mi nie pozwala mysl dlaczego. dlaczego? chcialbym dostac teraz od niego kwiaty. ale nie dostane. dlatego nie chcialem, zeby ta przyjazn zamienila sie w milosc. bronilem sie przed tym, ale amor omnia vincit. pa