hejaka. witam wszystkich. tesknil ktos za mna?oj jak milo. teraz sobie popisze. tlumaczyc sie nie bede czemu nie dawalem znaku zycia, bo i po co? a moje zycie sie znow skomplikowalo, ale tak jak sie obiektywnie spojrzy to chyba sam je komplikuje. co do mojego polish boy frienda, to jak zwykle kilka razy juz z nim zrywalem, po pol godzinie wracalem i tepe.no ale co ma glupi pedal zrobic jak sie czuje niepotrzebny, niekochany, zuzyty. a ja sie wlasnie tak czesto czuje. ale jednoczesnie nie potrafie zyc bez niego. to tak jak bylo w dogville- mozna sie uzaleznic od kogos. co do filmow to polecam "lalki". przepiekna opowiesc o milosci, ale obawiam sie ,ze tylko dla osob zafascynowanych japonia i majacych troche pojecia o tej zupelnie obcej nam, a jednak bliskiej kulturze. poniewaz wielu widzow wyszlo z kina z przekonaniem, ze ladny film, ale nudny i wlasciwie o niczym. zgadzam sie, byl piekny, sliczne ujecia, muzyka, ograniczone dialogi. ale film pokazuje prawde. zycie nabiera sensu gdy jest wypelnione miloscia, ale najczesciej jest tak, ze te milosc tracimy, jezeli nie postawimy jej na pierwszym miejscu. by prawdziwie pokochac, trzeba byc na tyle odwaznym by poswiecic wszystko inne na czym nam zalezy. wracam do tematu. bylem chory, moj misio codziennie mnie odwiedzal, nawet moja mama stwierdzila, ze by chciala, zeby do mnie zawsze codziennie przychodzil. dawala mu obiadki i sie w ogole produkowala. bo bardzo go lubi. ciekawe czy wciaz by go lubila jakby sie o nas dowiedziala... za to jego mama mnie nei lubi i uwaza, ze i on i ja jestesmy pedalami i sie puszczamy. a on zaprzecza. jednak prawda jest taka, ze sie puscilismy. lubie to slowo, poniewaz boje sie nazywac po imieniu to co sie stalo. wiem tylko tyle, ze juz sie to wiecej nie stanie, bo jest obrzydliwe. (tak, tak gadam ,ale pewnie kiedys znow ulegne magii bliskosci cial). bo prawda jest taka, ze sie wtedy juz nie mysli. nic sie nie liczy. i to jest zle. to juz nie byla milosc, tylko zwierzecosc? jutro jestem umowiony do spowiedzi do ksiedza, ktorego znam i dlatego sie boje. ale tylko jemu w tej chwili moge zaufac. bo ten, ktory mnie prowadzil bardzo mnie zrazil do siebie i w ogole mam uraz. spowiadal mnie bez stuly i nie widzial w tym problemu, ale ja widze. ostanio modle sie z moja przyjaciolka. spotykamy sie wieczorem, ale osobno, bo dzieli nas 200 km. spotykamy sie w Jezusie. chcialby, zebys modlil/a sie razem z nami. zapraszam codziennie o 19:00. kolejny watek: mam dziewczyne. niezla hipokryzja, co nie? ale moj misiek nalegal, zebys sie za nia wzial, bo on nie chce sie nikomu przyznawac, a wiele osob (wszyscy) o nas gada, ze pedaly. w ogole to jest zakrecona sytuacja i nie potrafie sie w nij odnalezc. po prostu nic nie robie. kupilem sobied zis sweter, a w niedziele jade z miskiem i jego rodzicami do kina na pasje. boje sie troche tej konfrontacji, ale stwierdzilem, ze musza mnie kiedys polubic, prawda? w koncu bede ich zienciem. (a propos, to podoba mi sie maciej zien. a takze travis z kampani calvina klaina;] nazwalem tak wczoraj zolwia, tzn travis) ale najladniejszy jest moj misio. (ale nie w niebieskim sweterku!!!!!!!!!!!!!)